Spędziłyśmy weekend u mojego taty, także miałam wolne od gotowania, sprzątania i innych różnych rzeczy :D Oczywiście jak już jestem w centrum to więcej mnie nie ma w domu niż jestem. W sobotę poszłyśmy na spacerek do mojego ulubionego parku, akurat trafiłyśmy na "Bańkowego Pana" puszczał ogromne bańki mydlane, a dzieci ganiały za nimi, przebijając je. Moja córcia była w siódmym niebie, nie dość że w koło mnóstwo dzieci to zadziwiająco wielkie bańki ( na punkcie których ma wielkiego bzika). Przyglądając się jak świetnie się bawi, sama poczułam radość widząc jej wielki uśmiech na twarzy.
Jesteśmy tak zaganiani, życiem codziennym, że nie doceniamy, ani nawet nie zauważamy jakie skarby mamy w okół siebie. Rzadko kiedy patrzę na córkę z takiej perspektywy, zawsze albo to ja uczestniczę z nią w zabawie, albo gdy ona się grzecznie sama bawi to ja w między czasie sprzątam, wstawiam pranie, czy cokolwiek innego.. Teraz pisząc to widzę jak rzadko doceniam męża, który tak wiele dla Nas robi.. Najsmutniejsze jest to, że zawsze doceniamy to co mieliśmy jak stracimy, bo w życiu codziennym nie mamy czasu na ważne "pierdoły"..
Chyba każdy uwielbia bańki, ciekawe dlaczego są takie magiczne? Jak sądzicie?
Bańka mydlana co tęczą się mieni,
co z tego i tak jej nikt nie doceni.
Żal, że w pędzie życia
nikt tego nie słucha..


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz